Boża ręka

Boża ręka

Witamy kochani.

W związku z tym, że dzieła Boga nie mogą pozostać w ukryciu, musimy opisać to co nas spotkało.

Jest to dość osobista sprawa. Myśleliśmy kilka miesięcy, czy na pewno to upublicznić. Dziś wiemy, że  trzeba. Nie można tego zachować tylko dla siebie.

Pewnie część osób uzna nas za większych wariatów niż do tej pory, no ale kto, jak nie wariaci zdobywają królestwo niebieskie. A nam nie zależy na tym świecie. My chcemy po prostu do wieczności.

Historia, która wydarzyła się całkiem niedawno rozpoczęła się od dwóch kresek… 

Po kolei zatem.

DWIE KRESKI

Biorąc do ręki test ciążowy, wiedziałam że mój stan jest odmienny. To była tylko formalność. To się po prostu wie.

Strach i obawy wszelkie ujawniły się mocno po zobaczeniu tych dwóch kresek. To będzie rewolucja przecież. Jak ja sobie poradzę z trójką dzieci – huczało mi tylko w głowie. Jestem bowiem bardzo emocjonalna i wrażliwa. Wszystko przeżywam spotęgowane.

OCZEKIWANIE

Czas mijał na jeżdżeniu do lekarza. Płynął raz szybko, raz wolno. Wszystko co dotyczyło kwestii zdrowotnych sprawdzane. Mnóstwo badań – jak to w ciąży.
Ubranka uprasowane i pachnące czekały w szufladkach. Miało być pięknie i zgodnie z planem (naszym oczywiście).

Naszemu dżentelmenowi wcale nie spieszyło się na świat. 

NARODZINY 03.06.2017

Przyszedł dzień od rana „mówiący”, że to dziś. Nauczona doświadczeniem poprzednich porodów,  nie spieszyłam się zbytnio do szpitala. Czekałam na „konkretniejsze” symptomy zbliżającego się rozwiązania. I takim o to sposobem sprawiłam, iż odbyło się ekspresowo. Pocałunki męża podczas tej „imprezy”dodały mi siły. Niecałe trzy (!) godziny i po sprawie.

Śliczny, duży człowiek ukazał się naszym oczom.

DIAGNOZA

Diagnoza lekarza jeszcze na porodówce. Syn nie rusza ręką i nie potrafi podnieść łokcia. Nie był w stanie podnieść obu rąk (tak jak np. podczas odruchu Moro). Ta wiadomość wydawała mi (nam) się jakimś koszmarem. Moje serce jakby rozdzierało się z niemocy i nie zrozumienia… Pana Boga.

Ja wyczerpana, jakby to do mnie nie docierało.
Pozostało nam poczekać kilka godzin. Była nadzieja, bo ponoć takie rzeczy się zdarzają. Mijają.

Upłynęły trzy godziny. Lekarz ze smutną miną przyszedł do sali gdzie byliśmy we dwoje. Powiedział o braku zmian. Postanowiono zostawić w dalszym ciągu naszego synka pod opieką personelu medycznego na obserwacje. A mnie kazano odpoczywać samej tę noc.

Rozstaliśmy się, aby Przemek mógł jechać do domu do naszych pozostałych dzieci.

Ja zamiast odpoczywać ryczałam jak bóbr. Nie rozumiałam tego co się stało i Pana Boga. Co On wymyślił i dlaczego tak się dzieję. Czemu nam to zrobił dopuszczając taką sytuację? Pytań było ogrom. To był chyba najgorszy wieczór, a właściwie noc w moim życiu. Zamiast odpoczywać, płakałam i powtarzałam w myślach „Jak Wielki jest Bóg”. (szczególnie utkwiło mi entuzjastyczne wykonanie tego utworu przez Mate.O. ) Nie wiem dlaczego to robiłam. 

Nie potrafiłam się modlić. Po prostu nie umiałam. To mnie wtedy przerastało. Byłam zła na Niego, a jednocześnie wiedziałam Kto tu rządzi. Trochę wbrew sobie wysyłałam sms-y do różnych znajomych z prośbą o modlitwę. Nigdy nie lubię kogoś o coś prosić. Sama lubię wszystko załatwiać. Ale tu chodziło o moje dziecko! Miałam nadzieje, że poproszą Pana Boga o łaskę zdrowia dla Józefa i On ulegnie tylu prośbą. Choć Łzy kapały mi na telefon słałam te wiadomości.

Tej nocy nie mogłam prawie wcale spać. Tak się bałam.

Zamiast rozkoszować się bobaskiem i robić pamiątkowe zdjęcia, jak inne Panie na sali, ja wciąż rozmyślałam. Nie umiałam nawet powstrzymać łez kiedy rodzeństwo przyjechało pierwszy raz do braciszka. Usztywniona rączka od ramiona. Schowana pod kaftanik, żeby nie uszkodzić ani nie pociągnąć nie potrzebnie. Taki widok zastali.

Pytaliśmy lekarzy co możemy zrobić. Oni rozkładali ręce. Nie wiadomo było z jakim problemem mamy do czynienia.
Te parę dni minęły mi na płakaniu.

WYPIS ZE SZPITALA

Stwierdzono schorzenie Erba. Nie mieliśmy pojęcia co to jest. Czytać w internecie to jak samemu sprowadzać na siebie nerwicę.

Ostatecznie dostaliśmy skierowanie do neurochirurga, neurologa i na rehabilitację. Pilne. I tyle nas widzieli w szpitalu.

Nie wiedzieliśmy, jak mamy postępować z rączką. Brata i siostrę kiedy byli noworodkami kładliśmy na brzuszku, żeby podnosili głowę. Jego nie mogliśmy, bo nie mieliśmy pojęcia jak to się na nim odbije. Nawet Pani położna środowiskowa z ogromnym doświadczeniem wolała tego nie robić. Ciągłe pytania z mojej strony i obraza na Pana Boga. Powtarzałam tylko w myślach “Jezu wiem, że możesz uzdrowić Józefa jeśli tylko chcesz”.

Płakałam. Ciągle płakałam. Z kimkolwiek rozmawiając w tym temacie nie było mi łatwo. Miałam wizje ogromnej niepełnosprawności syna. Przecież to była prawa ręka. Jak miał pisać? Będą się z niego wyśmiewać w szkole, nie będzie mógł wszystkiego robić, ciągle będzie jeździł na rehabilitację. Koszmar.

NARODOWY FUNDUSZ ZDROWIA

Ten kto ma do czynienia z Narodowym Funduszem Zdrowia ten wie, jaka to „cudowna” instytucja. Teraz dane nam było poznać to bardziej, od tej złej strony oczywiście.
Termin przyjęcia do neurologa dla nowo narodzonego dziecka, u którego trzeba szybko reagować był za kilka miesięcy (styczeń !).

Ja już dostawałam nerwicy przy dzwonieniu do lekarzy. Dlatego stoickim spokojem załatwił to Przemek. Udało nam się pokombinować i znalazł się taki lekarz który przyjmie 11 lipca. Czyli miesiąc po narodzinach.
Wiadomo termin odległy. Trzeba było reagować szybciej. Pojechaliśmy prywatnie 11 czerwca, gdzieś do Rudy Sląskiej. Tam Pani doktor oceniła: brak napięcia mięśni. Widziała jakieś próby reagowania mięśni naszego chłopczyka. Summa summarum nie było wesoło. Prześwietlenie stwierdzające cokolwiek można było zrobić dopiero kiedy dziecko ukończy pierwszy miesiąc życia. Zaleciła to samo co szpital oraz wizytę w Poradni Leczenia Bólu.

SZUKANIE 

W Powiatowym Centrum Rehabilitacji (!) powiedziano nam, że nie potrafią takiego dziecka rehabilitować. Nigdy nie mieli takiego pacjenta. Byłam pełna zdumienia po takiej informacji.

REHABILITACJA

Pozostało szukać prywatnie. Pojechaliśmy 14 czerwca na pierwszą wizytę do Sosnowca. Pani Monika wzięła naszego synka w obroty. Poleciła stymulować rączkę odpowiednimi rzeczami/zabawkami. Pokazała ćwiczenia.

Prosiła, aby „kombinować” z NFZ jeszcze więcej rehabilitacji. Tak, aby zrobić jak najwięcej. Najlepiej codziennie. W grę wchodziła nawet operacja. Chociaż tak naprawdę to był czeski film. Bo niby jak operować nerwy? Nie wiadomo było co tak naprawdę się dzieje. Nie rusza ręką i już. 

BOŻE CIAŁO 15 CZERWCA 2017 

Chyba zapamiętam na zawsze jak wielkie to Święto. Jezus daje się prowadzić przez kapłanów po ulicach. Jak dziecko prowadzone za rękę. Poddaje się ich woli.

Widziałam z balkonu jak On patrzy wprost na nas. Widziałam powiew firanki, jakby Ducha Świętego.  Duchem byłam na tej procesji. Pragnęłam iść do Niego. Jak tylko Przemek przyszedł z dziećmi, ja zabrałam Józefa na pierwszą w jego życiu wizytę w kościele. Popłynęłam tam jak na skrzydłach.

W tym dniu Pan postanowił uzdrowić nasze trzecie dziecko.


Podczas Dni Wspólnot Odnowy w Duchu Świętym diecezji sosnowieckiej, sporo osób z nami rozmawiało. Edyta z Bartkiem pomodlili się nad Józefem. Poruszył obie ręce przy dźwiękach pieśni uwielbieniowych. Wieczorem normalnie zaczął ruszać rączką – podnosił do góry i chciał łapać przystawiane przedmioty.  Wszystko wracało do normy .

CUD

Ponownie pojechaliśmy na rehabilitację. Chyba tylko dla mojego potwierdzenia (czytaj niedowiarstwa) wydaliśmy kilkadziesiąt złotych. Po to, aby zobaczyć zdziwioną twarz Pani rehabilitantki.

Pytała jak to się stało, że podnosi rękę. Podkreślając przy tym brak wcześniejszych odruchów. Nie rozumiała. Pytała parokrotnie co mu zrobiliśmy. A my przecież nawet nie zdążyliśmy w środę wieczorem zrobić żadnych zleconych ćwiczeń. 

PODSUMOWANIE

Po co taki osobisty artykuł i opowiadanie o przykrych rzeczach?

Ano po to, abyś Droga Siostro i Drogi Bracie wiedział, ze Bóg przychodzi do naszych najgorszych i najbardziej bolących spraw. Uzdrawia. Działa tu i teraz – cuda dla konkretnej osoby. Nie u fikcyjnej postaci z bajki, ani tych odległych z Biblii, ale u każdego z nas może to zrobić. On jest LEKARZEM ponad wszystkich lekarzy. Jak zechce uzdrowi Cię. Jeśli nie, to zapewne dla Ciebie jest inny plan, który ma Tobie posłużyć.

Doceńcie proszę osoby, które opiekują się chorymi ludźmi, dziećmi. Dla mnie są WIELCY.

Determinacja i siła wkładana każdego dnia w osoby z uszczerbkiem zdrowia jest bezcenna!

No i pamiętaj proszę o sile modlitwy. Zwłaszcza grupy, wspólnoty. Podczas tego trudnego doświadczenia czułam ogromne wsparcie duchowe. Nie umiem tego wytłumaczyć. Potem dowiedzieliśmy się jak sporo osób się modliło.

Przy okazji  jeszcze raz dziękujemy Kasi i Łukaszowi za Msze Święte w intencji Józia.

My zapamiętamy na całe życie JAK WIELKI JEST BÓG. On może wszystko. Dla nas zrobił coś niepojętego po ludzku, bo On jest Bogiem i działa poza wszelkimi horyzontami. Musimy być Mu wdzięczni, choć On tego nie potrzebuje. 

Jeśli masz podobne doświadczenie, napisz nam o tym w komentarzu. Wspierajmy się wszyscy w wierze i bądźmy świadkami Jego miłości.

Ja również zostałam uzdrowiona z czegoś, co męczyło mnie ponad trzydzieści lat (!). Tutaj znajdziesz link do tej historii. Chwała i cześć za to Bogu!

Share Button
10 Comments
  1. Cieszę się ogromnie Waszym szczęściem. Piękne świadectwo. Pan jest Wielki. Chwała mu na wieki! 🙂

  2. Bardzo się cieszę z Waszego szczęścia, oraz tego, że doświadczyliscie cudu <3 Ja absolutnie nie uważam Was za wariatów – być może dlatego,że sama również wariatką jestem 😛

  3. Wzruszajacy wpis. Warto wierzyć. Cieszę się waszym szczęściem 🙂

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.